"Dom stawiałem w szczycie szczytów, czyli pandemii. To czas, gdy masowo wszyscy zaczęliśmy się przenosić pod miasta. A jednocześnie nałożył się na to efekt - jak mówili ekonomiści - zerwanych łańcuchów dostaw. Koniec końców ceny materiałów budowlanych szły w górę z dnia na dzień. Pamiętam, jak dzwoniłem do składów budowlanych w sprawie styropianu i rano cena była o 2 tys. zł wyższa niż poprzedniego wieczora. To jednak nic przy tym, co wyczyniali panowie majstrowie.
Pierwsza firma zeszła mi z placu budowy w zasadzie z dnia na dzień. Ponoć właściciel musiał zostać w domu z opaską na nodze założoną przez służbę więzienną. (...) Zostałem ze ścianami zbudowanymi tak w 98 proc. Problem w tym, że jak nie ma tych ostatnich 2 proc., trudno np. zamontować okna. A te lada dzień miały przyjechać. Na gwałt szukałem więc ekipy, która wymuruje mi 16 mkw. ściany. Pisałem na fixly, olx, oferteo, swoim Facebooku, jeździłem po okolicznych budowach (...). „Zapłacę ekstra” - mówiłem. Na nic.
Co było dalej? Sprawdź na Wyborcza.biz.
A to dziś niejedyna historia „inwestycyjna” na Wyborcza.biz.
„Biorą pieniądze i znikają, wymuszają dopłaty albo wykonują prace wadliwie - na rynku można natknąć się na nieuczciwych wykonawców. Jest prosta metoda, by nie dać się im oszukać” – przekonuje Justyna Sobolak.