Już 7 tys. kroków dziennie wystarczy, żeby znacznie zmniejszyć ryzyko demencji, chorób serca i śmierci z powodu raka - donoszą badacze.
Chodzenie naukowcom się nie nudzi. Przyglądają się tej formie aktywności, jakby wciąż było tam coś niesamowitego do odkrycia. Co tydzień pojawia się przynajmniej jedna publikacja dotycząca potencjału spacerowania.
Większość z nas
swojego chodzenia nie zauważa, chyba że mamy krokomierz i zależy nam na biciu osobistych rekordów. Albo chociaż na osiąganiu założonego minimum. Jeśli go nie osiągamy, czujemy się źle, patrząc na zegarek czy aplikację w telefonie.
- Nie mogę zmienić pracy, bo będę miała więcej zebrań. Nie mam na to czasu, muszę robić kroki - powiedziała moja przyjaciółka. Oczywiście, w kwestii nowej pracy tak naprawdę przyjaciółce nie chodziło tylko o zagrożenie dla dziennej liczby kroków. Jednak rzeczywiście w ostatnim roku bardzo wciągnęła się w wyrabianie normy. Ustawiła ją na
10 tys. kroków dziennie, bo ta liczba od lat pojawia się w poradach naukowców i lekarzy.
Mniej też działa. Jak lekiNie każdy odrzuci awans lub coś, co go udaje, z powodu chodzenia. Większość ludzi nie jest w stanie wychodzić dziennych zaleceń. Dlatego naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu w Sydney sprawdzili, czy chodząc mniej niż 10 tys. kroków, też wychodzimy sobie zdrowotną premię. Właśnie ogłosili, że tak. Wyniki ich badań opublikowało czasopismo „The Lancet Public Health".
Już 7 tys. kroków dziennie znacznie zmniejsza ryzyko chorób. Tę liczbę kroków naukowcy porównali z 2 tys. kroków, które każdemu z nas osiągnąć jest dość łatwo. Ustalili, że wyrobienie normy 7 tys. kroków dziennie przekłada się na mniejsze ryzyko:
chorób układu krążenia - o 25 proc.
śmierci z powodu chorób układu krążenia - o 47 proc.
nowotworów - o 6 proc.
śmierci z powodu nowotworu - o 37 proc.
demencji - o 38 proc.
cukrzycy typu 2 - o 14 proc.
objawów depresyjnych - o 22 proc.
upadków - o 28 proc.
Można więc powiedzieć, że regularny ruch, także ten w spokojnym tempie, działa jak terapie podawane chorym w formie tabletek. Niedawno zresztą onkolodzy wykazali to w dużym badaniu z udziałem osób zagrożonych nawrotem raka jelita grubego. Dowiodło ono, że
ruch działa terapeutycznie - w tym wypadku nawet silniej niż leki. Ruch potrafi chronić przed nawrotem raka!
Modne chodzenie po japońskuChodzenie zawsze przynosi zyski, choć czasem są one większe. Jeśli spacer od sklepowej wystawy do wystawy zamienimy w marsz, to tętno nam podskoczy, spalimy więcej kalorii i lepiej dotlenimy organizm.
Ostatnio w mediach społecznościowych modne jest chodzenie po japońsku. To metoda badana przed laty przez
naukowców z Japonii - stąd nazwa.
Chodzi o to, żeby z wyjścia na spacer wyciągnąć jak najwięcej korzyści zdrowotnych, a jednocześnie, żeby taki trening był dostępny dla wielu. Nie każdy przecież może lub chce biegać. Jak się chodzi po japońsku? Trzeba maszerować trzyminutowymi
interwałami - szybko, a potem odpoczywać w wolnym chodzie. Powtarzać szybki marsz i znowu odpoczynek. Całość powinna nam zająć 30 minut.
Przez narzucenie sobie ostrzejszego tempa możemy w krótkim czasie zrobić dla swojego organizmu tyle samo, co pokonując 10 tys. kroków.
Nowe badania wykazały, że podkręcenie tempa przy chodzeniu dobrze wpływa na stan kości. Co ma znaczenie zwłaszcza dla osób starszych, narażonych na upadki i złamania. A jeszcze inne badanie dowiodło, że spacery to najlepsza terapia przy
nawracających bólach pleców.
Pies daje milion kroków ekstra Są osoby, które dużo chodzą bez celu sportowego, raczej z obowiązku. To opiekunowie psów. Naukowcy wyliczyli, że wykonują oni dziennie średnio o ponad 2,7 tys. kroków więcej niż osoby mieszkające bez psa. To daje imponującą liczbę miliona dodatkowych kroków rocznie. I przekłada się - oczywiście - na większą szansę przeżycia długich lat w zdrowiu.
To dobry powód, żeby zaopiekować się psem krewnych czy znajomych, kiedy wyjeżdżają na wakacje.
A czy spacer liczy się jako trening? Tłumaczymy
tu.