Turystyka – chłopiec do bicia
Demagogiczny atak na polityków koalicji rządzącej i na przedsiębiorców turystycznych, na potrzeby których rząd Mateusza Morawieckiego przeznaczył śmiesznie mały ułamek pieniędzy, o które wystąpił do Unii Europejskiej w ramach Krajowego Planu Odbudowy, jakiego byliśmy w ostatnich dniach świadkami, w internecie i mediach, stał się wizerunkową klęską. Właściciele firm turystycznych zostali okrzyknięci „cwaniakami”, na ich głowy wylały się kubły pomyj.
Ich dobrego imienia broniły trzy organizacje branżowe – Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego, Polskie Hotele Niezależne i założone niedawno Europejskie Stowarzyszenie Przedsiębiorców Turystycznych. Najważniejszy wniosek z obu ich stanowisk – gdyby politycy poważnie traktowali branżę turystyczną, konsultowali z nią przygotowywane projekty, dotyczące tej dziedziny gospodarki, nie dawaliby pożywki populistom, nie musieliby się dzisiaj tłumaczyć opinii publicznej ze sposobu rozdzielenia dotacji.
Drugi wniosek – przedsiębiorcy turystyczni stali się kozłem ofiarnym niedopracowanych przez rządzących (poprzednich i obecnych) procedur.
Czy politycy wyciągną z tej lekcji jakieś wnioski? Czy zaczną szanować przedsiębiorców turystycznych, traktować ich po partnersku (nie tylko w deklaracjach)? Wątpię.
Ale jest też inny warunek, żeby się tak stało – przedsiębiorcy muszą szanować się sami. Ponieważ 90 procent z nich to mikro, małe i średnie firmy, muszą mieć silną reprezentację, która będzie artykułować ich potrzeby. Same IGHP, PHN i ESPT nie wystarczą. Do tego potrzeba powszechnego zaangażowania, najlepiej przez zapisanie się do samorządu gospodarczego i płacenie składek.
Życzę więc turystyce dopracowania się izby gospodarczej z prawdziwego zdarzenia.