Newsletter Seks na Wysokich Obcasach

Środa, 20 sierpnia 2025

Carrie z Mokotowa
SEKS W POLSKIM MIEŚCIE

Przyjaciółki zarzucają mi, że jestem mało patriotyczna w moim doborze partnerów. Rzeczywiście statystyki są nieubłagane – panowie z Polski stanowili w moim życiu zdecydowaną mniejszość, choć nie był to element świadomej strategii. Mój Mokotów jest częścią wielokulturowego warszawskiego tygla, więc to naturalne, że w puli randkujących mamy tu więcej obcokrajowców niż w małych miejscowościach. Poza tym z opowieści znajomych słyszę, że w tym świecie też obowiązuje zasada, że „wszędzie trawa wydaje się bardziej zielona niż w domu”. Podczas gdy kobiety z Polski zachwalają panów z innych krajów, oni mówią mi często, że ich rodaczki marzą o mężu z Polski.

Mimo wszystko konsekwencje wielkomiejskiego randkowania są takie, że flirtowanie w języku innym niż angielski wydaje mi się wręcz nienaturalne. I choć miło byłoby mieć większą swobodę w komunikowaniu się czy operowaniu sarkazmem z potencjalnym partnerem, po kilku międzynarodowych relacjach muszę z żalem stwierdzić, że angielskie świntuszenie jest wdzięczniejsze niż to polskie. Już sam termin „świntuszenie” zawiera w sobie skojarzenia ze świniami. A to dopiero początek. Większość intymnej terminologii w naszym języku obarczona jest wstydem lub obrzydzeniem. Wulwa, wagina, pochwa, łechtaczka to słowa, które wypowiadamy szeptem lub wcale. Uwielbiam to, że angielskie pussy to określenie na cipkę i jednocześnie słowo najczęściej wypowiadane przez dzieci, bo oznaczające małego kotka. Albo jedno z synonimów słowa penis, czyli „dick”, które może być krótszą wersją imienia Richard i nikt nie obrazi się, że za małym Rysiem wszyscy wołają „Dicky!”.

Oczywiście podobnie jak u nas w języku angielskim wiele z tych słów jest jednocześnie wulgaryzmami, ale może w moim przypadku działa tu rozgraniczenie – przeklinam po polsku, świntuszę po angielsku? Zresztą nie tylko po angielsku, bo międzynarodowe relacje to wspaniała okazja do poszerzania swojego słownika flirtu o wyrażenia z całego świata.

Tymczasem w rodzimym łóżkowym grypsie przeszkadza mi przede wszystkim jedna rzecz – tendencja do zmiękczania przekazu poprzez używanie zdrobnień. To trochę tak, jakbyśmy bali się oryginalnej formy pewnych słów i czuli się w obowiązku złagodzić ich wydźwięk, żeby nikogo nie urazić. Efekt?

Dorośli mężczyźni, którzy przed spotkaniem deklarują zapewnienie ci całonocnych i niezapomnianych wrażeń, a w wiadomościach operują słowami takimi, jak „paluszek”, „muszelka”, „cycuszki”, „szparka”, „dupka”, „soczki”, „uszko”. Przeprowadziłam szybką ankietę wśród znajomych kobiet i moje odczucia okazały się nieodosobnione – to przyprawia nas o ciarki żenady.

Niestety, ale tutaj sprawa jest jasna – absolutnie żadna kobieta nie uwierzy, że czeka ją upojna przygoda z samcem alfa, jeśli jemu przez gardło nie przechodzą słowa takie, jak „piersi” i „cipka”.

*Carrie z Mokotowa – singielka po trzydziestce, która szuka miłości w wielkim mieście. Co może pójść nie tak? Wszystko. Tak jak jej nowojorski pierwowzór Carrie z Mokotowa chętnie odpowie na pytania czytelniczek. Piszcie maile na adres: carrie@wysokieobcasy.pl

RELACJE I ZWIĄZKI

Terapeutka zapytała: 'Dlaczego pani myśli, że to dobrze, że się nie kłócicie?'. Coś do mnie dotarło
Esencją miłości jest uwaga, coś, co mamy za darmo. Wielkie gesty to tylko wisienka na torcie, który trzeba przygotować z przyziemnych składników. Rozmowa z dr Olgą Kamińską, psycholożką, wykładowczynią SWPS.
CZYTAJ WIĘCEJ

ZRÓBMY TO RAZEM

DOBRY SEKS

ZDROWIE