Rosyjski dron kamikadze Geran-2 spadał 100 km na wschód od Warszawy, w miejscowości Osiny w powiecie łukowskim. Wybuch głowicy – zawiera 90 kg materiału wybuchowego - był tak silny, że w kilku domach powybijał szyby w oknach. Na szczęście nie ma ofiar. Co by było, gdyby rosyjska maszyna utrzymała się w powietrzu dwadzieścia minut dłużej?
Jeśli to była świadoma rosyjska prowokacja, to Rosjanie założyli, że ich działania doprowadzą do śmierci polskich cywilów. Jeśli to wynik ukraińskiego zagłuszania dronów, to też źle. Rosjanie produkują coraz więcej Geranów-2, ataki będą się nasilać. Prawdopodobieństwo, że dron znowu wleci nad Polskę i tym razem kogoś zabije, będzie rosło.
Może czas odkurzyć pomysł, by NATO, w ramach obrony własnego terytorium, zaczęło strącać rosyjskie drony i pociski manewrujące jeszcze podczas lotu nad Ukrainą? W ten sposób odciążylibyśmy ukraińską obronę przeciwlotniczą i dali odetchnąć bezlitośnie bombardowanym ukraińskim miastom.
Ale pomysł ten jest nierealny,
patrząc jak niemrawo i strachliwie posuwają się prace nad międzynarodowymi gwarancjami bezpieczeństwa dla Ukrainy. A jeśli faktycznie spotkanie Zełenski – Putin, na którym miałoby zostać wypracowane zawieszenie broni, odbyło się w Budapeszcie, byłby to zły znak. Bo w Budapeszcie podpisano w 1994 r. memorandum, w którym USA, Wielka Brytania i Rosja gwarantowały Ukrainie nienaruszalność granic.
Źle to wszystko wygląda, szczerze Państwu powiem…