Rosyjskie drony na polskim niebie
Polska uruchomiła art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego – poinformował w Sejmie premier Donald Tusk. Ma to związek z naruszeniem w nocy z 9 na 10 września polskiej przestrzeni powietrznej przez co najmniej 19 rosyjskich dronów. Premier mówił też, że drony po raz pierwszy nadleciały one nie ze strony Ukrainy, ale Białorusi. Zestrzelono co najmniej trzy drony – mówił premier. Jeden z nich uszkodził dach budynku i samochód w miejscowości Wryki na Lubelszczyźnie.
Nocny atak dronów to z pewnością dzisiejszy temat numer jeden nie tylko w Polsce, ale także w całej Europie. Czy to nowy etap wojny? - Moim zdaniem była to prowokacja – mówi w wywiadzie gen. Jarosław Kraszewski, były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Jak tłumaczy, jeśli Rosja nie jest w stanie poradzić sobie z Ukrainą, to „skrajnym szaleństwem” byłoby uderzenie na 32 kraje.
W uspokajającym tonie wypowiada się także gen. Roman Polko, były dowódca jednostki GROM zwracając uwagę, że był to element wojny hybrydowej, w którą Polska jest zaangażowana już od dawna. I chwali, że „że wreszcie Dowództwo Operacyjne (Rodzajów Sił Zbrojnych) zareagowało tak jak należy”.
Na naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej zareagowały rynki finansowe. Inwestorzy mniej łaskawie spoglądają na polskie aktywa, co negatywnie odbija się na notowaniach krajowych akcji, obligacji i złotego.