Gdy pycha spotyka się z krótkowzrocznością, zamiłowanie do słuchania pochlebstw z brakiem wartości, a tupet z pragnieniem bycia mesjaszem, rodzą się takie pomysły jak trumpowski plan na pokój w Ukrainie. I koniec końców okazuje się, że w sumie najważniejsza jest potrzeba bycia kumplem Władimira Putina.
Propozycja USA to spełnienie wszystkich oczekiwań Rosji – terytorialnych, finansowych, politycznych. Za plecami Ukraińców i reszty Europy. Chyba że to zasłona dymna, finta w fincie. Ale pewnie jestem naiwny.
Wołodymyr Zełenski nie może otwarcie zaprotestować, tego nie zniosłoby ego Donalda Trumpa.
Zdaje się więc, że gra na czas, choć amerykański prezydent oczekuje aprobaty przed 27 listopada.
W opiniach komentatorów powtarza się zdanie, że
wdrożenie w życie planu administracji Trumpa to wierna kopia Monachium ’38 i zgody na pożarcie Czechosłowacji przez Niemcy.
W Polsce kilka ważnych wydarzeń. Po pierwsze,
sąd nie zgodził się na aresztowanie osób podejrzewanych o współpracę przy wysadzeniu torów kolejowych pod Garwolinem. Dla przypomnienia: uznawani za bezpośrednich sprawców dwaj mężczyźni prawdopodobnie zbiegli na Białoruś.
Po drugie,
kandydat PiS nie uzyskał poparcia posłów i nie zostanie szefem IPN.