Newsletter Być Rodzicem

Wtorek, 2 grudnia 2025

Natalia Waloch
Dziennikarka Wysokich Obcasów



Spotkałam dziś znajomą w pierwszej ciąży. Bardzo cieszy się na nadchodzące macierzyństwo, choć - mówi - niekiedy, gdy czyta różne artykuły i komentarze, ogarnia ją lęk. Inna koleżanka jakiś czas temu powiedziała, że powoli myśli o założeniu rodziny, ale narracje o rodzicielstwie podcinają jej skrzydła. Jej zdaniem zbyt wiele mówi się o cieniach i trudach, zbyt mało o dobrych stronach macierzyństwa i ojcostwa.

Bardzo się z tym zgadzam. Nurt pod tytułem “macierzyństwo bez lukru” jest okej, dobrze, że po dekadach kneblowania kobiety zaczęły mówić, jak bardzo czasem ciężko być matką. Świetnie, że podnosimy, że kobiety nie są w stanie osiągnąć w naszym kraju work-life balance, bo rzeczywiście partnerstwo w parach wciąż jest raczej deklaratywne niż realne. Dobrze, że są kobiety, które mówią, że na porodówce spotkała je krzywda, że nie lubią karmić piersią, a zajmowanie się małymi dziećmi z czasem staje się jałowe i potrzebują też zaspokajania swoich ambicji.

Jednocześnie uważam, że coś jednak w tym dyskursie gubimy. Rzeczywiście patrząc z boku, czyli jako kobieta niedzietna, można odnieść wrażenie, że dziecko jest siłą niszczycielską jak tsunami czy zaraza. Czymś, przed czym należy się chronić wszelkimi sposobami, a jeśli już się pojawi, w przedpokoju należy mieć spakowany plecak ewakuacyjny. A przecież wiele matek nigdy by swojego doświadczenia macierzyństwa nie oddało za żadne skarby. Kiedy rozmawiam z dzieciatymi koleżankami, mówią nie tylko o zmęczeniu i rozterkach, ale też o tym, jak bardzo lubią zapach swoich córeczek i synków, jak cieszy je, że wyrośnięte już nastolatki nadal lubią się przytulić, jak czekają na wspólny weekendowy wypad do kina czy wakacje, w czasie których wreszcie nie trzeba będzie gonić dzieci rano do szkoły.

Ta druga strona medalu widoczna jest jednak rzadziej. Algorytmy lubią treści negatywne, a całe masy influencerek dobrze to wiedzą, więc produkują treści, które mają szansę się ponieść. Wpadamy więc w narrację, która nie jest już nawet macierzyństwem bez lukru, ale raczej macierzyństwem z błota, mułu i spleśniałej owsianki.

I pewnie są kobiety, dla których rodzicielstwo jest właśnie tym, są jednak i takie jak ja, które są z bycia matkami zadowolone każdego, nawet najbardziej męczącego dnia. Dla których relacja z dziećmi i życie rodzinne są sensem istnienia i zarazem największą radością. Są też takie, u których jest to rzecz słodko-gorzka, migotliwa i zmienna. Dobrze byłoby pokazywać wszystkie te niuanse. Nie tylko po to, żeby młode kobiety nie bały się być matkami, ale też po to, żeby dzieci nie natykały się co i rusz na artykuły, posty, rolki i storiski, w których są - jak wyjątkowo niepoetycko ujął to kiedyś pewien poeta - zakałą ludzkości.

POLECAMY

Tu nie życzymy sobie dzieci. Co czuje matka w społeczeństwie, które nie lubi dzieci
Dzieci zostały sprywatyzowane, są coraz mniej obecne we wspólnej przestrzeni. Jeśli ktoś nie ma doświadczenia z dziećmi w najbliższej rodzinie, może nie spotkać żadnego przez wiele dni albo tygodni.
CZYTAJ WIĘCEJ

KULTURA

JAK MNIE WYCHOWANO

REKOMENDACJE DLA CIEBIE