Ile już razy miałam wielką ochotę zdekonspirować św. Mikołaja!
Na przykład wtedy:
- Mamo, chciałabym pod choinkę dwumetrowego misia, grę „Podaj dalej”, figurki do mojego domku, zestaw Lego Friends…”
- A nie uważasz, że to trochę za dużo?
- Ale ja proszę Mikołaja, przecież nie wydajemy nic własnych pieniędzy!
- Ale Mikołaj musi obdarować wszystkie dzieci na całym świecie.
- Da radę, to magia!
Tak, miałam wiele razy ochotę zdemaskować Mikołaja i powiedzieć dzieciom: „Przepraszam, kochani, ale z umiarem, na spokojnie, nie obrobiłam banku, nie jesteśmy z ojcem milionerami, jeszcze trzeba zostawić jakieś pieniądze na styczeń”.
Ale czekam, nic nie mówię, ale też nie zaprzeczam. Kiedy córka nabiera podejrzeń, kiedy pyta: „Czy to na pewno nie wy podkładacie te prezenty?”, odpowiadam: „A jak myślisz?” „Myślę, że to jednak Mikołaj”. Tak długo, jak wierzy, tak długo Mikołaj w jej głowie istnieje.
Niewiara pojawi się pewnie w wieku 9 -10 lat (pamiętam po sobie), równocześnie z myśleniem logicznym, kiedy koleżanki z klasy powiedzą ci brutalnie, że to nieprawda, nie ma żadnego Mikołaja, to wszystko załatwiają rodzice. Pamiętam to rozczarowanie. I żal, że w tej sytuacji pewnie nigdy nie dostanę upragnionej Barbie, bo wtedy była wyłącznie w Pewexie. A tak liczyłam na Mikołaja!
Ale pewnego dnia, w środku lata, moja matka powiedziała: „Mogę kupić ci tę lalkę, ale nie dam rady wysłać cię na klasową wycieczkę. Co byś wybrała?"
Wybrałam lalkę.
I uznałam, że mama jest dużo lepsza od św. Mikołaja.
Wesołych Świąt!