Projekcja inflacji NBP wyróżnia się na tle innych analiz jedną istotną cechą: kompleksowością. Nie zawsze się sprawdza, jak każda prognoza, ale pozwala zrozumieć mechanizmy rządzące bieżącym cyklem gospodarczym. Co więcej, umożliwia weryfikację założeń ex post i odpowiada nie tylko na pytanie co się wydarzy, ale również dlaczego. Dlatego gdy ktoś pyta mnie, czy warto się nią interesować, odpowiadam: tak. Pełna projekcja zostanie opublikowana w piątek lub poniedziałek, ale już teraz znamy jej kluczowe założenia z komunikatu Rady Polityki Pieniężnej, a wśród nich nie brakuje interesujących wniosków.
Z krótkoterminowej perspektywy widać w projekcji sporo optymizmu. Według NBP wzrost PKB w 2025 r. wyniesie 3,8 proc. (w zaokrągleniu, dokładna wartość to 3,75 proc.), wobec 2,9 proc. w 2024 r. To o 0,4 pkt proc. więcej niż w listopadowej prognozie, co wynika przede wszystkim z lepszych od oczekiwań danych za końcówkę ubiegłego roku, które ustawiły wyższą bazę startową dla całej gospodarki w 2025 r. Tym samym bank centralny plasuje się po stronie optymistów – mediana rynkowych prognoz to obecnie 3,4 proc.
Można powiedzieć, że różnica jest niewielka, ale to pozory. Dodatkowe 0,4–0,5 pkt proc. wzrostu PKB oznacza dochody wyższe o ponad 20 mld zł, ponad 1000 zł na pracującego obywatela, oraz większy optymizm wśród firm i konsumentów. Takich efektów nie można lekceważyć.
Moim zdaniem osiągnięcie 3,8 proc. wzrostu będzie jednak trudne, ponieważ eksport nadal wygląda słabo, a popyt krajowy nie przełoży się w pełni na produkcję krajową – część dodatkowego popytu zostanie zaspokojona przez import. Ale na głębszą analizę przyjdzie czas po publikacji pełnej projekcji.
Ciekawsze jest spojrzenie NBP na kolejne lata, a tu optymizm wyraźnie słabnie. Wzrost gospodarczy ma spowolnić do niespełna 3 proc. w 2026 i zaledwie 2,3 proc. w 2027 r., co sugeruje, że Polska stopniowo żegna się z okresem dynamicznego rozwoju.
Warto tu zaznaczyć kluczową kwestię metodologiczną: prognoza NBP, jak każda inna, opiera się na określonych założeniach. Najważniejsze z nich to brak zmian stóp procentowych – bank centralny przyjmuje to jako standardowy sposób modelowania gospodarki, choć inne instytucje nie zawsze stosują aż tak rygorystycznych założenia. Obecnie stopa referencyjna wynosi 5,75 proc., ale wiele wskazuje na to, że już w drugiej połowie 2025 r. zacznie spadać, co pobudzi wzrost gospodarczy. Gdyby uwzględnić ten efekt, projekcja na 2027 r. zapewne wskazywałaby wyższą dynamikę PKB. Pytanie jednak: o ile wyższą? Przyjmując, że obniżka stóp o 1 pkt proc. przekłada się na wzrost PKB wyższy o 0,5–0,8 pkt proc., nawet przy takiej korekcie pozostajemy poniżej 3 proc. w 2027 r. (prognozowane 2,3 proc. plus średnio 0,65 pkt proc. efektu niższych stóp), czyli poniżej oczekiwań ekonomistów rynkowych, których mediana wynosi 3,2 proc.
A ścieżka inflacji w projekcji NBP nie sugeruje też warunków do głębokich cięć stóp procentowych. W horyzoncie prognozy inflacja schodzi do celu NBP, ale nie istotnie poniżej: 4,9 proc. w 2025 r., 3,4 proc. rok później i 2,5 proc. w 2027 r. To oznacza, że choć inflacja wróci w okolice celu, nie będzie przestrzeni na radykalne luzowanie polityki pieniężnej. Przynajmniej według tego modelu.
Projekcja NBP zaczyna się więc optymistycznie, ale kończy raczej pesymistycznie. Moim zdaniem bank centralny jest zbyt optymistyczny w prognozie na 2025 r., ale zbyt pesymistyczny w szacunkach na kolejne lata. Jak będzie w rzeczywistości? Na odpowiedź przyjdzie czas – weryfikacja założeń to najlepszy sposób na ocenę trafności prognoz. |