Nadążyć za Trumpem, czyli o niedolach biznesu
„Jeśli dziś poniedziałek, to amerykańskie cła wynoszą ponad 100 proc.” – tak można, złośliwie dla Waszyngtonu, sparafrazować tytuł komedii z 1969 r. o amerykańskich turystach w Europie. W przypadku ceł, można by nawet doprecyzować, że wynoszą one tyle w poniedziałek na godzinę 12, bo kilka godzin później może okazać się, że są jednak niższe lub wyższe, na razie dotyczą tylko Chin, obejmują tylko konkretne produkty albo – wręcz odwrotnie – dany towar zostanie objęty odrębnymi obciążaniami, jak ma się stać np. w przypadku chińskich półprzewodników i farmaceutyków.
Trudno się dziwić, że biznes stara się nadążyć za tym natłokiem decyzji politycznych i gospodarczych. Chiński eksport wzrósł w marcu trzy razy mocniej, niż oczekiwano. Wiele spółek przyspieszało dostawy z Chin, by zdążyć przed podwyżkami ceł zapowiadanymi przez prezydenta USA Donalda Trumpa.
Nie tylko jednak biznes ma jednak problem z nadążeniem za decyzjami prezydenta USA. W niełatwej sytuacji są też politycy z państw-sojuszników USA, którzy dokonują retorycznej ekwilibrystki aby wytłumaczyć posunięcia Waszyngtonu własnym wyborcom. Dotyczy to zwłaszcza takich krajów jak Polska, w której trwa właśnie kampania prezydencka. Ta ostatnia wychodzi właśnie na ostatnią prostą. Opinia publiczna wciąż emocjonuje się telewizyjnymi debatami kandydatów i – jak to często bywa – trwają debaty o samych debatach, czyli o tym dlaczego nie uczestniczyli w nich wszyscy kandydaci, kto był ich organizatorem i czy były „ustawką”, a jeśli tak to czyją. Jednego zawsze można być pewnym – za politykami trudno nadążyć, i nad Potomakiem, i nad Wisłą.