Newsletter Oglądamy, Słuchamy, Czytamy

Poniedziałek, 12 maja 2025

Emilia Dłużewska
Dziennikarka działu Kultura


Niezawodne oznaki maja? Szparagi, piwonie i napięty do granic możliwości kalendarz. Jak nie premiery długo wyczekiwanych książek, to Nagroda im. Kapuścińskiego. Jak nie Kapuściński, to festiwal dokumentu, jak nie festiwal, to wystawa.

Co roku to samo: człowiek wyczekuje, cieszy się, a potem po raz kolejny odkrywa, że doba nie chce się wydłużyć. W obliczu klęski urodzaju zdaję się na logistykę: kieruję się miejscem i godziną albo idę spontanicznie, kiedy mam energię i czas. 

W przypadku Millennium Docs Against Gravity ta strategia sprawdza się świetnie, bo to festiwal, na którym można zaufać selekcjonerom, iść na seans w ciemno i wiedzieć, że będzie dobrze.  Jak co roku, mam też kilka filmów, które zobaczyć chcę szczególnie.

Bardzo się cieszę na "Króla Maciusia Pierwszego", nowy film Jaśminy Wójcik. Jej poprzedni, "Symfonia Fabryki Ursus" zachwycił mnie i wzruszył. Ten jest jeszcze bardziej osobisty: reżyserka sięga po wydaną ponad sto lat temu powieść Korczaka i przygląda się przez jej pryzmat swoim córkom, uchwyconym między dzieciństwem a nastoletniością. Nie wątpię, że przy jej wrażliwości powstał film piękny.

Ciekawią mnie też "Listy z Wilczej" Arjuna Talwara, który na studia filmowe do Łodzi przyjechał z Indii, a po nich zamieszkał w centrum Warszawy. 
Film 'Ernest Cole: Odnaleziona legenda' / materiały prasowe

Czekam wreszcie na "Ernest Cole: Odnaleziona legenda". Dokument Raoula Pecka (autora m.in. "Nie jestem twoim Murzynem") opowiada historię czarnego reportera urodzonego w RPA w 1940 r. Cole zaczął od dokumentowania apartheidu w swoim kraju. W 1966 r. uciekł z RPA do Stanów Zjednoczonych.

Nowy świat okazał się fascynujący: z jednej strony Cole widział kwitnącą czarną kulturę, emancypacyjne ruchy, mieszane związki. Z drugiej odczuwał rasizm w innej, lecz równie dotkliwej wersji. "W RPA bałem się, że zostanę aresztowany. W USA bałem się, że zostanę zabity" - stwierdził. 

Rok po przyjeździe do Stanów Ernest Cole wydał album "House of Bondage", dokumentujący koszmar życia w apartheidzie. Władze RPA zakazały jej dystrybucji na terenie kraju, ale jej wpływ na opinię publiczną w innych krajach był niezaprzeczalny. Niespełna 30-letni fotograf zyskał uznanie na całym świecie.

Cole na początku lat 70. zaczął wycofywać się z robienia zdjęć, w 1972 r. odłożył aparat. Przechodził osobiste kryzysy, okresowo popadał w bezdomność, jego biografię znaczą białe plamy. Zmarł na raka w 1990 r. Przez 27 lat jego archiwum uznawane było za zaginione. Negatywy odnalazły się w Sztokholmie w 2017 r. Jest ich ponad 60 tys. 

Zbiory wciąż jeszcze są badane i katalogowane. Polscy widzowie już teraz będą mieli okazję zobaczyć ich część — nie tylko na ekranie, ale i na wystawie w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie. 

NIE PRZEGAP

DO POCZYTANIA