Niezawodne oznaki maja? Szparagi, piwonie i napięty do granic możliwości kalendarz. Jak nie premiery długo wyczekiwanych książek, to
Nagroda im. Kapuścińskiego. Jak nie Kapuściński, to festiwal dokumentu, jak nie festiwal, to wystawa.
Co roku to samo: człowiek wyczekuje, cieszy się, a potem po raz kolejny odkrywa, że doba nie chce się wydłużyć. W obliczu klęski urodzaju zdaję się na logistykę: kieruję się miejscem i godziną albo idę spontanicznie, kiedy mam energię i czas.
W przypadku
Millennium Docs Against Gravity ta strategia sprawdza się świetnie, bo to festiwal, na którym można zaufać selekcjonerom, iść na seans w ciemno i wiedzieć, że będzie dobrze. Jak co roku, mam też kilka filmów, które zobaczyć chcę szczególnie.
Bardzo się cieszę na "Króla Maciusia Pierwszego", nowy film Jaśminy Wójcik. Jej poprzedni, "Symfonia Fabryki Ursus" zachwycił mnie i wzruszył. Ten jest jeszcze bardziej osobisty: reżyserka sięga po wydaną ponad sto lat temu powieść Korczaka i przygląda się przez jej pryzmat swoim córkom, uchwyconym między dzieciństwem a nastoletniością. Nie wątpię, że przy jej wrażliwości powstał film piękny.