Warszawa znów biało-czerwona
U wylotu Krakowskiego Przedmieścia, na Placu Zamkowym morze polskich flag. Patrioci schodzą się zewsząd. Ja też poszedłem, posłuchałem. Naprzeciw kościoła św. Anny imponujący namiot Straży Obrony Granic. Kręcą się przy nim panowie w kamizelkach. Czego strzegą tu w Warszawie? Pewnie porządku i granic moralnych, bo przejścia graniczne daleko. Podejrzliwie patrzą na grupę Hindusów, pewnie z brytyjskimi paszportami. Ci z podziwem przyglądają się erupcji polskiego patriotyzmu. Uśmiechnięci robią selfiki z flagami. Turyści, czy migranci? Panowie od Bąkiewicza przyglądają się z uwagą. Ręka zaciska się na drzewcu narodowej flagi; aż chciało by się… Pan przy starganie z biało-czerwonymi szalikami i czapkami z napisem „Nawrocki” mówi do drugiego dżentelmena: „nie, ja do Żydów nic nie mam, tylko nie podoba mi się, że tych kilka rodzin rządzi całym światem”. Elegancka siedemdziesięciolatka z szykownym kaszmirowym berecie oznajmia głośno: najpierw będzie mówił Jarosław. I właśnie tak się dzieje. Przywódca zapowiedział, że protest będzie dotyczył nielegalnych migrantów i umowy Mercosur. Pierwsi kolonizują Polskę, a umowa to szatański spisek przeciw polskiemu rolnictwu. Potwierdza zapowiedzi ze sceny. „Zwołaliśmy tu państwa w sprawie paktu migracyjnego, później dodaliśmy jeszcze Mercosur, czyli kwestię rolnictwa. Dziś rolnictwo przeżywa tragedię, kompletny upadek. To jest wydarzenie na miarę rewolucji, bo to jest droga w stronę upadku polskiej wsi” – przekonuje Kaczyński. Hindusi z ciekawością wychylają szyje w stronę przemawiającego. Jeszcze nie wiedzą, że Jarosława ubiegł złośliwy Tusk informując, że Bruksela wyłącza Polskę z mechanizmu relokacji. Ale prezes już wie i ma na to odpowiedź: „Nie dajcie się oszukać, to są stare gry! (...) To są takie gierki, bo chcą wygrać wybory, bo mają poparcie kierownictwa Unii Europejskiej. Trzeba powiedzieć twarde ‘nie’. Mogą sobie zawierać swoje pakty, ale my mówimy ‘nie’”. Hindusi nie reagują; wciąż się uśmiechają. Robią fotki. Całkiem możliwe, że nie rozumieją po polsku. Też mógłbym skłamać, że nie rozumiem, bo prócz garstki Hindusów na Placu sami prawdziwi Polacy. Ale nie, nie skłamię. Prezes po prostu goni króliczka. Wcale nie chce go złapać. Może nawet króliczka literalnie nie ma. Nie mniej dla Polski ważna jest sama pogoń. Pogoń? Znów wpadka. Pogoń, to przecież herb Litwy. Czytajcie „Rzeczpospolitą”. Czytajcie rp.pl. Tam dowiecie się więcej.