W szkole średniej miałem łacinę. Nie traktowałem tego przedmiotu zbyt poważnie, nie rozumiałem, po co nam, tak bardzo żywym, potrzebna znajomość martwego języka.
Ale kilka sentencji zapamiętałem. Na przykład tę: „Historia vitae magistra est, Historia jest nauczycielką życia”. Niestety, nikt nam nie wytłumaczył, jak odróżnić podnoszone codziennym politycznym tańcem kłęby kurzu, którymi nie warto się przejmować, bo przez noc zdążą opaść, od podmuchów wiatru historii, zrywającego się na naszych oczach.
Nie jestem pewien, jak bardzo powinienem się martwić
prognozami, że Rosja może zaatakować NATO przed końcem dekady, skoro Rosjanom – ponoć na potęgę –
psuje się i to, co pływa,
i to, co lata.
Nie wiem, czy już powinniśmy się cieszyć rozejmem w Strefie Gazy (choć dla ludności cywilnej każda jego minuta jest drogocenna),
skoro Hamas wykorzystuje chwilę spokoju, by brutalnie rozprawiać się z lokalną konkurencją, a w Izraelu już pojawiają się apele o zawieszenie porozumienia,
bo Hamas ociąga się z wydaniem ciał wszystkich zakładników.
Na lekcjach historii nauczyciel tłumaczył nam, że najpaskudniejsze przekleństwo brzmi: „Obyś żył w ciekawych czasach”. Ziewając z nudów i odliczając ciągnące się latami minuty do końca lekcji, zastanawiałem się, o co mu może chodzić. Przecież im ciekawiej, tym lepiej. Taki byłem głupi.
Dzisiaj Dzień Edukacji Narodowej, wspominam więc swoich nauczycieli. Łaciny uczyła nas dystyngowana dama, która powinna już być na emeryturze, ale trwała przy tablicy w poczuciu misji. Wiek wyróżniał ją na tle grona pedagogicznego, dzisiaj plasowałaby się blisko średniej,
bo młodzi nauczyciele uciekają ze szkół.
Coraz starsza kadra przygotowuje nasze dzieci do życia w gwałtownie zmieniającym się świecie.
To nie przejściowy problem jednego ministerstwa, który da się łatwo rozwiązać, przesypując pieniądze z jednej kupki na drugą.
To cywilizacyjne wyzwanie, przed którym stajemy wszyscy – i wszystkim nam powinno zależeć na tym, by mu sprostać.
Do matmy się nie przykładałem, i chyba nie tylko ja. Wygląda na to, że
rząd, chwaląc się skuteczną polityką migracyjną, zgubił w swoich wyliczeniach blisko ćwierć miliona obcokrajowców.