Z K. niełatwo się rozmawia. Ciągle ją coś rozprasza: a to wiadomość, na którą musi natychmiast odpowiedzieć, a to powiadomienie z elektronicznego dziennika córki, że znów zapomniała pracy domowej, a to przypomnienie o ważnym spotkaniu. Telefon, który między nami leży bez przerwy wibruje. Na spotkaniach z K. czuję się tak, jakby był z nami ktoś trzeci, chociaż z nim się akurat nie umawiałam.
K. w pełni korzysta z dobrodziejstw nowych technologii, bo jak mówi „nie ma co się obrażać na rzeczywistość”. Nie musi pamiętać o urodzinach przyjaciół, ponieważ: „Facebook i tak mi o tym przypomni”. W telefonie ma aplikacje praktycznie do wszystkiego, w tym do monitorowania ważnych parametrów zdrowotnych, która sprzężona jest z „inteligentną” opaską. K. twierdzi, że to jej pozwala "utrzymać dyscyplinę". Kiedy wieczorem okazuje się na przykład, że zrobiła mniej niż 10 tysięcy kroków, „dorabia” jeszcze kilka rundek wokół domu. Zachwala też monitoring snu, choć jednocześnie przyznaje, że trochę ją to ostatnio stresuje, bo „widzi jak na dłoni, że kiepsko sypia” i kiedy kładzie się do łóżka, już się denerwuje, jak będzie tym razem.
Jeśli K. chce gdzieś wyjechać, kieruje się wyłącznie poleceniami ulubionych influencerek. Podobnie jest z restauracją, czy marką kosmetyków. Zdarza się jej się kupić coś niepotrzebnie, jeśli akurat jest w dołku, bo ma wrażenie, że sukienka, która wyświetla się jej w reklamach jest „skrojona jakby specjalnie dla niej”. Przyznaje też, że wypady z nastoletnimi dziećmi planuje z ChatemGPT. Podobno sprawdza się on lepiej niż najlepszy przewodnik. K. jest zdania, że nowe technologie zostały stworzone po to, by ułatwić nam życie i żebyśmy odzyskali czas. – Czas na co? - zastanawiam się.
W internecie spędzamy go zaraz więcej, nie mniej. Jak wynika z Polskich Badań Internetu (PBI) w pierwszym kwartale 2025 roku spędziliśmy w sieci średnio 3 godziny 46 minut dziennie, przy czym najmłodsi z pokoleń Z i Alfa - 4 godziny 21 minut. Sporo z tego czasu poszło na zwyczajne "skrolowanie". W samym październiku tego roku firmie Meta (właściciel m.in. Facebooka i Instagrama) oddaliśmy średnio ponad jedną dobę i trzy godziny z życia, Tiktokowi - ponad 21 godzin.
Bardzo niepokojąca jest sytuacja dzieci poniżej 13 roku życia, których w ogóle nie powinno być w platformach społecznościowych. Według raportu „Internet dzieci” (wydanego przez Instytut Cyfrowego Obywatelstwa we współpracy z PBI) - z serwisów tych aktywnie korzysta 1,4 mln dzieci w tym wieku, czyli ponad połowa tej grupy. Na Tik-toku jest ich aż 800 tys., a dwie trzecie z nich spędza w aplikacji średnio ponad godzinę dziennie. Na Facebooku jest ich 630 tys., a na Instagramie - co szóste dziecko z tej grupy.
Zarówno my dorośli, jak i młodsi drogo płacimy za te niby darmowe, ułatwiające życie cyfrowe produkty. Płacimy nie tylko swoją uwagą i zaangażowaniem, ale też swoimi danymi. Płacimy prywatnością, która wymyka się nam spod kontroli (komu nie zdarzyło się kliknąć „akceptuj wszystko” bez zapoznania się z regulaminem). Płacimy relacjami, które czasem stają się mniej atrakcyjne niż to, co ma do zaoferowania czarny prostokąt. Płacimy swoimi zainteresowaniami, a także marzeniami.
Niektórzy, tak jak K., zaczynają marzyć wyłącznie o tym, co im podsuną algorytmy. Ich wyobraźnia nie jest w stanie sięgnąć po więcej niż to, co im wyskoczy spod palca. Są osoby, który odstępują od spróbowania nowego hobby, jeśli nie zostaje ono nagrodzone wystarczającą liczbą „lajków” albo wybierają je kierując się tym, czy dobrze się zaprezentuje na rolce. Platformy społecznościowe, które obiecywały wolność coraz bardziej sprowadzają użytkowników do jednej sztancy. Za pomocą zasięgów (ten się liczy kto ma ich najwięcej) ujednolicają nasze gusta, upodobania, poglądy, a także sposób porozumiewania się. Niby to wszystko wiemy, dlaczego w takim razie wciąż tak wiele i wielu z nas się na to zgadza?
Myślę czasem o K., co by odpowiedziała na pytanie: czy czuje się wolna? I co by się stało, gdyby któregoś dnia na długo straciłaby dostęp do internetu? Co by zrobiła z odzyskanym czasem? Czy wiedziałaby w ogóle na co go przeznaczyć?
W jednym z moich ulubionych filmów, pt. „Truman Show”, twórca tytułowego telewizyjnego programu typu „reality” zwraca się do głównego bohatera: - Znam cię od urodzenia. Pamiętam twój pierwszy krok. Dzień, w którym straciłeś pierwszego zęba. Nie możesz odejść. Należysz do mnie, tutaj. Dziś, są to słowa, które do niejednego i niejednej z nas mógłby skierować algorytm.
Truman w końcu się odważa i wyzwala z życia, które ktoś dla niego zaprojektował, bez jego woli. Opuszcza program wychodząc przed drzwi umieszczone w dekoracji, która przez ponad trzydzieści lat stanowiła dla niego niebo i granice jego świata. Czy i my możemy się na to zdobyć? Przynajmniej w jakimś stopniu odzyskać czas, który duże firmy technologiczne za pomocą sprytnych sztuczek, usiłują przejąć.
W swojej najnowszej książce „Twój telefon, twoje zasady” Magdalena Bigaj pisze: „Nikt z futurologów nie przewidzi waszych indywidualnych losów, a technologie zmieniają się tak szybko, że pewnie po studiach będziecie się śmiać z wielu rad, które usłyszeliście w szkole. To, co jest niezmienne, to wasze talenty, rozumiane jako indywidualna umiejętność robienia dobrze pewnych rzeczy i odczuwania z tego satysfakcji. Te talenty umiejscowione są nie w nowoczesnych technologiach, ale w waszych sercach i nie ma takiego promptu, który by pozwolił sztucznej inteligencji znaleźć je za was, nie ma takiego algorytmu mediów społecznościowych, który by je wywnioskował. Tylko wy sami możecie je znaleźć, bo przecież są w was i nikt inny bliżej nich nie dotrze.”
Te słowa, choć adresowane do dzieci i nastolatków, równie dobrze mogłyby być skierowane do dorosłych. Namawiam Państwa do jak najczęstszego odkrywania siebie poza siecią. A tym, którzy nie bardzo wiedzą od czego zacząć, polecam pierwszy polski podkast o filozofii technologii „Techspresso.Cafe” Gosi Fraser (dostępny m.in. na Spotify), w szczególności odcinki: „Jak social media niszczą naszą psychikę”?, a także „Władza platform”.