Nie wierzę. Nieprawda. To kłamstwo. Wymyśla. Szarga świętość. Jak śmie. Nie ma prawa. Nagle się jej przypomniało. Po co to robi? Atencjuszka. Atencjusz. Takie piękne piosenki pisał. Takie piękne opowiadania pisała. Taki genialny reżyser. Co za okrucieństwo niszczyć starego człowieka. Ciszej nad tą trumną – martwy się nie obroni. Ani martwa.
Wielcy artyści, którzy w życiu okazali się małymi ludźmi, krzywdzicielami i okrutnikami, mają wielu adwokatów. Niekiedy są oni gotowi bronić swoich idoli do ostatniej kropli krwi.
Bo zagorzali fani często nie wierzą w oskarżenia wymierzone w ich idoli. Uważają prawdopodobnie, że wielka sztuka nie może iść w parze z ludzkim okrucieństwem. Tłumaczą, że takie nastały czasy, taka moda, by szargać świętości, preparować zarzuty. I że każdy może powiedzieć, co chce, i szybko wypuścić swoje oskarżycielskie słowa w świat.
Rozumiem, że nie jest łatwo pogodzić się z faktem, że uwielbiany przez nas artysta były przemocowym ojcem albo pedofilem. Albo że ukochana pisarka nie zrobiła nic, choć wiedziała, że jej partner molestuje jej córkę. Rozumiem to, bo wśród artystów, których dawniej uwielbiałam, też objawili się okrutnicy. Też musiałam coś przepracować w głowie i wiem, jak to boli.
Ale mam dobrą wiadomość: nie wszyscy nasi idole mają trudne do wymazania plamy na tożsamości i przeszłości. Jest wiele artystek i wielu artystów ze wspaniałym dorobkiem, których nikt nie próbuje pośmiertnie czy za życia zdezawuować. Rodzina, dawni przyjaciele, współpracownicy nie szukają atencji, „wymyślając oskarżenia", bo nie mają do tego żadnych podstaw. Co za ulga, że wśród ludzi, których twórczość uwielbiamy, jest wielu, których wciąż możemy uwielbić. I choć „takie czasy nastały, że wszystkim wszystko można zarzucić" – jak głoszą przeciwnicy #Metoo – im nikt nic nie zarzuca, o nic nie oskarża. Bo byli dobrymi ludźmi. Bo żyli wedle zasad, które głosili. Bo otaczali troską swoich bliskich i jako tacy przetrwali w ich pamięci. Bo wielki talent nie odebrał im poczucia przyzwoitości, sława nie skaziła charakteru poczuciem wszechwładzy.
Taką osobą była np. Tove Jansson, którą w tym numerze jako „szaloną cioteczkę", ale też dobrego człowieka, wspomina jej bratanica, Sophia. Z tych wspomnień bije ciepło i miłość. Okazuje się, że Tove Jansson, pisarka i rysowniczka, której wyobraźnia stworzyła Muminki, naprawdę była taka jak jej kultowa seria książek, która już od 80 lat zachwyca kolejne pokolenia. Literacki świat Tove Jansson to świat dobrych istot, które się wspierają, nigdy nie stosują przemocy i zawsze znajdą dodatkowe łóżko na strychu, by przenocować niespodziewanego gościa. Takiego świata chciała Jansson – otwartego, przyjaznego, tolerancyjnego. Taki tworzyła nie tylko na kartach książek, ale też wokół siebie. „Widziała drugiego człowieka" – mówi Sophie Jansson o ciotce. Słychać w tym i podziw, i wdzięczność.
Jak dobrze wiedzieć, że bohaterowie masowej wyobraźni mogą być równocześnie bohaterami swoich najbliższych. I że wciąż możemy zachwycać się Muminkami.
Życzę Państwu spokojnych świąt. Niech będą takie jak świat Muminków – przyjacielskie, przytulne. I życzę, by nikt nie czuł się obco, zwłaszcza wśród swoich.