Donaldowi Trumpowi marzy się wielkość.
Chce być mężem stanu i politycznym gigantem, po którym pozostaną pomniki oraz wdzięczność ludu.
Wczorajsze przemówienie inauguracyjne na Kapitolu zwiastuje jednak nie tylko nadejście męża stanu. Wbrew amerykańskiej tradycji, która zaleca w takich przypadkach ostrożność, i wbrew faktom, przemówienie Donalda Trumpa miało za zadanie pokazać, że jego siedzący na sali poprzednicy pozostawiają Stany Zjednoczone w ruinie. Trump przybiera pozy anioła sprawiedliwości i zagłady, który sfrunął na amerykańską ziemię, by zaprowadzić ład. Dlaczego Biden i Harris nie opuścili Kapitolu? Świadczy to o ich wielkiej cierpliwości, choć może również rezygnacji.
Wystąpienie Trumpa miało charakter imperialny - zobaczyliśmy polityka, który chce być cesarzem. Żeby to osiągnąć, wybiera jedyną znaną mu drogę - konfrontacji, siły i agresji. Tyle tylko, że zza tej maski wygląda jak tyłek z pokrzywy twarz człowieka, którego wiedza o świecie jest zawstydzająco nikła. Strefa Gazy?
"Wspaniała pogoda, możecie robić fantastyczne rzeczy". Serio, tako rzecze polityk, który chce zarządzać światem.
Można powiedzieć, że to tylko słowa, ale przecież polityka składa się głównie ze słów.