Jest wiele wyzwań, przed którymi Donald Trump postawi Unię Europejską, a jednym z najważniejszych jest konieczność rewizji polityki energetycznej i klimatycznej. Amerykańska administracja przestawia wajchę ze wspierania źródeł odnawialnych na maksymalizację wydobycia ropy i gazu. Amerykański prezydent powiedział w poniedziałek: „Kryzys inflacyjny został spowodowany przez nadmierne wydatki publiczne i rosnące ceny energii. Dlatego dziś ogłaszam stan nadzwyczajny w sektorze energetycznym. Będziemy wiercić i wiercić [merykańskie powiedzenie: drill, baby, drill — red.]. Ameryka ponownie stanie się potęgą przemysłową. Mamy coś, czego nie ma żadne inne uprzemysłowione państwo: największe złoża ropy i gazu na świecie i zamierzamy je wykorzystać. Obniżymy ceny, ponownie uzupełnimy nasze rezerwy strategiczne aż po brzegi i będziemy eksportować amerykańską energię na cały świat”.
Jak powinna zareagować Unia Europejska? Jedna opcja to porzucenie Zielonego Ładu, czyli całego pakietu regulacji energetycznych i klimatycznych oraz kosztów z nim związanych. Mateusz Morawiecki, były premier, napisał we wtorek: „Podczas gdy Trump naciska na wydobycie ropy i gazu, przywódcy UE, polski rząd i ich kandydat na prezydenta pozostają zakładnikami ideologii Zielonego Ładu, która tłumi innowacje i konkurencyjność”. Do pewnego stopnia ten punkt widzenia podzielają też partie głównego nurtu w UE. Europejska Partia Ludowa (której członkiem jest Koalicja Obywatelska) wydała manifest, w którym nawołuje do głębokich zmian w Zielonym Ładzie, w tym m.in.: a) odsunięcia obowiązków raportowania śladu węglowego w łańcuchu dostaw, b) ograniczenia stosowania granicznego podatku węglowego i c) rezygnacji z celów dotyczących udziału źródeł odnawialnych w zużyciu energii (cele dotyczące redukcji emisji miałyby pozostać w mocy). Do tego dochodzą postulaty Polski i niektórych innych państw członkowskich, które domagają się odsunięcia w czasie momentu objęcia nowych branż systemem handlu prawami do emisji dwutlenku węgla (ETS2).
Wiele tych postulatów jest słusznych. Część rozwiązań Zielonego Ładu nie pasuje do świata po kryzysie energetycznym. Warto jednak pamiętać o jednej fundamentalnej rzeczy — zależność Unii Europejskiej od importu energii i innych surowców jest w długim okresie piętą achillesową. Jeżeli wchodzimy w erę geopolitycznych napięć, to utrzymanie zależności od paliw kopalnych uczyni Europę słabą i narażoną do widzimisię innych krajów.
Żeby zbić ceny energii, Unia Europejska potrzebuje innych działań. Przede wszystkim dwóch rzeczy — większej współpracy przy zakupie surowców i więcej inwestycji w sieci. Lista zmian do tego potrzebnych została wyłożona w tzw. raporcie Draghiego pt.: „The future of European competitiveness”.
Dobrym przykładem jest rynek gazu. W USA gaz ziemny kosztuje na rynku spot około 13 USD, w Unii Europejskiej prawie 50 USD. Różnica wynika m.in. z tego, że przy handlu na rynku spot potężną marżę zgarniają traderzy i inne firmy zajmujące się handlem. Koszty transportu, skraplania i dystrybucji odpowiadają za zdecydowaną mniejszość tej różnicy.
Dlatego pierwsza rekomendacja w raporcie Draghiego jest następująca: Unia Europejska musi rozwinąć system kontraktów długoterminowych ze stabilnymi partnerami oraz odejść od zakupów gazu na rynku spot. Tu w oczywisty sposób otwiera się duże pole do współpracy z USA — tam będą wydobywać więcej gazu, a Europa może go więcej kupować. Więcej i po niższej cenie. Wyzwanie polega oczywiście na tym, że każdy kraj traktuje bezpieczeństwo energetyczne jako kwestię krytyczną dla suwerenności i nikt nie chce przejść do wspólnych zamówień długookresowych.
W zakresie energii elektrycznej najważniejsze rekomendacje raportu dotyczą rozwoju sieci — znacznego przyspieszenia inwestycji w linie przesyłowe, interkonektory i inne elementy infrastruktury. Kolejna rekomendacja to odejście od mechanizmów cen krańcowych, które uzależniają ceny rynkowe od cen gazu i węgla. Jak widać, wiele zmian można dokonać usprawniając funkcjonowanie rynku.
Nad tymi rekomendacjami góruje jednak jedno wyzwanie polityczne — brak przywództwa. Minęło siedem miesięcy od wyborów do Parlamentu Europejskiego, a UE nie ma żadnej klarownej strategii reakcji na nowe warunki geopolityczne. Unijna maszyna biurokratyczna, przystosowana do produkowania długookresowych strategii, okazuje swoje największe słabości. |