Zacznę od przypomnienia wcześniejszego wpisu, którego żywot okazał się być odwrotnie proporcjonalny do wagi przesłania, jakie zawiera. Otóż: Żeby była jasność: ja nie wynoszę męskiej samotności nad kobiecą samotność, ponieważ coś to są rzeczy nieporównywalne. Kobieca samotność w zasadzie nie istnieje a jeśli nawet zdarza się spotkać kobietę, która mówi o sobie, że jest samotna, to mamy raczej do czynienia ze zjawiskiem kulturowym. Kobieta jest "samotna" ponieważ naczytała się o tym w babskiej prasie. Jest samotna, bo powiedziała jej o tym jej przyjaciółka. Jest samotna, bo teraz w modzie wmówić babie, że jest samotną. Męska samotność nie jest zjawiskiem popkulturowym, zatem nierealnym. Ona istnieje w rzeczywistości. Przenika męską jaźń do samej głębi. Posiadanie kochającej małżonki oraz stadka udanych dzieci w niczym sprawy nie zmienia, co najwyżej do pewnego stopnia zagłusza i przytępia. Samotność w każdym mężczyźnie
tkwi bez względu na okoliczności.
|